Lyrics

Mój śmiech histerii i pogardy Do waszych uszu nie dociera. To On jest dzielny, mądry, twardy - Ja tylko - wariat, degenerat. On jest sól ziemi i kość z kości, Nosiciel nieobjętych dążeń... A ja - w monoklu śmieć ludzkości, Zdeklasowany, chory książę. Więc śmiech piskliwy we mnie wzbiera Na widok pychy i charyzmy - Na waszą miarę to kariera! Kariera Nikodema Dyzmy! W pas się kłaniają ministrowie U stóp byłego fordansera; Wyrokiem jest - cokolwiek powie, Nikim jest - kogo sponiewiera. Kocha go moja piękna siostra, Wszyscy się boją go lokaje, Nie widać więc, gdy budzi postrach - Czego i gdzie mu nie dostaje. Odrzucił tych, po których wspiął się, Lecz sami sobie winni teraz, Gdy w swoim wszechwiedzącym dąsie Mało pozycji mu - premiera! Rzecznicy salonowej tłuszczy Unoszą brwi - to wielki człowiek! Ja krzyczę - Cham to! Cham griaduszczij! - Lecz przecież mam nierówno w głowie. Nikodem! Mąż opacznościowy! Bez wad charakter, bez rozterek! Oto Polaka portret nowy! Tylko mu w ręce dać siekierę! Lecz zmilczę. Ma nade mną władzę I zapowiedział mi to w porę, Że jeśli go w czymkolwiek zdradzę Natychmiast wyśle mnie do Tworek! Więc śmiech płaczliwy we mnie wzbiera Na widok pychy i charyzmy - Na waszą miarę to kariera! Kariera Nikodema Dyzmy!
Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out