Lyrics

Ślepy, niemy i głuchy Zamknięty na czteru spusty Tak dawno przyrosłeś do sofy Bezczynność usypia cię jak psychotropy Ach te rozstania, powroty Kobiety to same kłopoty Jak one znów śnisz o mamonie Ale to nie iluzja jak bandery, floty No co ty? Królu złoty Chciałbyś być numerem jeden? Ale leniwie sięgasz do ahski Z leciutko tlącym się malutkim skrętem Zerkasz spod byka na metę Choć łatwiej by nazwać ją chlewem Powiedz, kiedy wreszcie postawisz do pionu swoje życie Oczarujesz i zabłyśniesz talentem Daj ten blask (pokaż co potrafisz) Zaciśnij pięść (stań do walki) Z samym sobą, z tym leniem Co od lat w tobie zalega Pokonywanie słabości leży w tobie, nie ma przebacz Nie marnuj szans (życie szybko mija) Żaden hajs (nie da ci spełnienia) Dopóki nie popłynie wielkich talentów balaton Będziesz plątać się bez celu Jak na polach babie lato Strach przed porażką niszczy marzenia Nie pozwól by zastąpiły je uzależnienia To ludzka rzecz upaść, to ludzka rzecz przegrać Sztuką się podnieść i zacząć od zera Mówisz ze nie ma tu dla ciebie miejsca Unieś się w przestrzeń, nie boj się szaleństwa To co przeciętne – zachodu niewarte Dalej Picasso czekam na twoje prace Pora byś zrozumiał mnie Stworzył własną legendę Bo siła drzemie w nas - ukryty blask Pokaz mi pełnię siebie Wypełnij pustą przestrzeń To już najwyższy czas Nie marnuj szans Poszybuj w eter na falach Pęknie każda blokada Gdy samo ekspresji twej dasz upust Już przeważyła się szala Dosyć próżnego czekania I liczenia na cud Nieba błękit jak płótno czyste Wyleje na nie myśli Jak Słoneczniki van Gogh Zacinam słowa, choć tak gładko myślę Statek po Wiśle Na pętlach paradoks Te głowy ścisłe mówią żem głupi Bo liczę na ludzi, nie dudki do kupy Humaniści strofują za błędy Choć każda liryka i tak jest do dupy Czuje się mały, niepewny, zaszczuty A za mną tysiące tak głodne ich uszy Znów Suszy mi gardło Apatia, nie działa aparat A kadrów na pęczki Na klęczki padam nie pierwszy raz Lęk we krwi blokuje przepływ szans To nie czas, bym grzebał się żywym Ale wstał udowodnić wartość mej ksywy Krzywe kursywy błądzą na loopach Ej, jak być najlepszym, bogatym na dupach? Do celu po trupach, gdy morał podupadł? Ja widzę jak lupa ich kroki nie dwutakt Puk, puk, pukam do jaźni docieram A błazny chcą tylko omieć buty jumpmana Pożera ich buta, stylówa na lumpa Brak uczuć, plastik Wstecz nie pobieram Co za maniera by wmawiać maniurom Ze gorszy od zera nazywa cie "suką" A bajtlom na dzielni wałkować nontoper Ze musza być dzielni, obwiesić się złotem Od kiedy nasz rap stał się bełkotem Myślą że kotem te młode jelenie Gdy uschły korzenie i dobre intencje Ja wydaję najczystsze tchnienie Pora byś zrozumiała mnie Stworzył własną legendę Bo siła drzemie w nas - ukryty blask Pokaz mi pełnię siebie Wypełnij pustą przestrzeń To już najwyższy czas Nie marnuj szans Poszybuj w eter na falach Pęknie każda blokada Gdy samo ekspresji twej dasz upust Już przeważyła się szala Dosyć próżnego czekania I liczenia na cud!
Writer(s): Marcin Pawlowski, Marcin Bogdan Gutkowski Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out