Lyrics

To tylko my Którzy znamy całą branżę na wylot Kto o kim gada, kto udaje, a kto przerzuciłby kilo Kto robi groźne miny, w sumie nie skrzywdziłby muchy Kto niepozorny i po cichu robi najgrubsze ruchy My Nie mieliśmy szans, żeby tu być i na sukces Życie na starcie posadziło nas do stołu przy wódce Wielu z nas nie chce być jak nasz ojciec, ojczym czy wujek A każdy z nas się taki staje, im bardziej próbuje My To co było w domu w nas zostanie na zawsze Niedoceniani, pełni złości siedzieliśmy na ławce A im bardziej nam wmawiano, że marzenia to lipa Tym chętniej szliśmy tam po swoje, często ślepo na przypał My Chodziliśmy z głowami w chmurach Nie o bogactwie i furach, marzyliśmy o zwykłych domach W których nie będzie jak u nas, (o) Możesz się zdziwić akurat Na biurku leży nowy kontrakt, a na strychu matura Rеal talk, problemów widmo Już za nami paru znikło, nie taką przyszłość nam rysowali Robię serię, by los mniе nie zgniótł jak origami Nadal dzieckiem, bo ciągle żyję marzeniami, ej Najgorsze za nami, najlepsze za chwilę na szlaku po dzień Ty, ze szczytu będę wspominał jak trudno mi było tu wejść Kierujemy się logiką, w życiu nic za friko Rób sobie co chcesz, ale nie wchodź mordo w drogę bykom Nasz optymizm często sprzeczny jest ze statystyką Niejeden raz wykręcił liczby, potem obsrali go Wasza skromność jest fałszywa, nasza to natura Załatwiamy sprawy dużej wagi, lecz nie w garniturach Wszystko po swojemu, nie jak się przyjęło, kumasz? Żona ma być jak najlepszy kumpel, nie domowa kura Niejednego z nas nie docenią, być może nawet nigdy Wielu z nas zabierze do grobu swój talent tak jak blizny Mimo tu żaden nie posłucha żadnej głupiej pizdy Jesteśmy mądrzejsi im dłuższe są naszych błędów listy Żaden z nich nie wpłynie na nasze zdanie, kocie Studio wyjebane z sprzętem, warte więcej niż Ty w złocie Jak wielkie statki na wodzie, płyniemy w swoją stronę Widać po nas co potrafimy, nie ile zarobione Real talk, problemów widmo Już za nami paru znikło, nie taką przyszłość nam rysowali Robię serię, by los mnie nie zgniótł jak origami Nadal dzieckiem, bo ciągle żyję marzeniami, ej Najgorsze za nami, najlepsze za chwilę na szlaku po dzień Ty, ze szczytu będę wspominał jak trudno mi było tu wejść (Wejść, wejść, wejść)
Writer(s): Krystian Silakowski, Bartlomiej Malachowski, Mateusz Przybylski Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out