Lyrics

Rzadko zapraszam do siebie na płytę A jak już to robię, to wyzwalam pecha Niejeden temat i niejeden projekt I niejeden pomysł bez gadania przepadł Jestem fanem Korteza Więc na Męskim Graniu pytam czy nagrałby przekaz A tamten się patrzy, jakbym był żulem i zamiast o zwrotkach Go błagał o peta Dziwne uczucie, jak lepa na twarz Może pomyślał, że ściema czy jak W sumie rozumiem, bo kim jestem przy nim, że pytam o track? Fakt, fakt, traktuję dzisiaj jak żart Dobrą historię przy wódzie Gdy ktoś mnie zagada, ej, ile znam gwiazd Dzwonię do Maty po feat (Feat), może być klasyk i (I) Byłoby miło Ciebie zaprosić, żebyś położył ślady na beat Prześlę Ci mailem, zrobimy ferment, jak trzeba będzie Przyjadę po Ciebie i po całej akcji odwiozę, gdzie zechcesz Miał oddzwonić, jak tylko znajdzie chwilę I tak czekam na telefon już czterdziesty drugi tydzień Ale rozumiem, bo przecież co ja przy nim znaczę? Beka, bo chciałem zaprosić ziomeczka na płytę A wyszła rozmowa o pracę Oddzwonimy do Pana, oddzwonimy do Pana Oddzwonimy do Pana, proszę już płacić Cristala Oddzwonimy do Pana, oddzwonimy do Pana Nie pierdol, bo czekam już na ten telefon Wkurwiony jak dzieciak od samego rana, ej Dzwonię do Quebo, żeby zapytać o zwrotę na płytę W końcu jak króla gościłem go w domu I dałem mu beat swój na Ezoterykę Ziom nie odbiera, więc piszę wiadomość Czy dograłby się, mniemam w rewanża Ten odpowiada, że kończy karierę i zwiedza Koreę I nie ma szans już Dobra, jestem za stary, żeby się prosić o parę liter A syn miesiąc później mi mówi, że słyszał Jak Kuban nowy kawałek z Patrykiem Życie, szacunek a marketing, widać nie zgadzał się fame Zamiast numeru z Quebonafide wyszedł Adam on stage Prosiłem Palucha, by położył wersy w kawałku "Son Goku" Kawałek wyszedł, i to nawet z klipem A na wersy czekam już dwa i pół roku Spokój, nic się nie stało Wiem, że zrobimy to wreszcie na sztywno, bracie Wybacz, że trułem ci dupę o to nagranie dzień przed Wigilią Dwa dni przed Wigilią... trzy dni przed Wigilią Napierdalałem dwa-cztery na siedem Aż temat umarł sam z siebie, jak Kimbo Taki mój syndrom (s-s-s-s-s), syndrom Jak mi zależy i kogoś szanuję To będę mu uszy gwałcić jak dildo Podbiłem do Słonia, by dograł się do tej płyty No nie znam go dobrze, więc ważę słowa Ej, na co mogę liczyć, no? Ej, co ja to znaczę? Znów blacha na japę, że może się dogra Jak skończy swój projekt Sam tak odmawiam, więc wiem, jak się spławia Kiedy już czuję, że czegoś nie zrobię Muszę posypać głowę popiołem Prawda, przyznaję Kiedyś prosiłem Peję o wersy i on się zgodził A ja zapomniałem Potem już głupio było mi dzwonić Bo album wyszedł bez jego featu Wiesz, jak jest w życiu Więc nie doszukuj się na tym kawałku dissów czy beefów Oddzwonimy do Pana, oddzwonimy do Pana Oddzwonimy do Pana, proszę już płacić Cristala Oddzwonimy do Pana, oddzwonimy do Pana Nie pierdol, bo czekam już na ten telefon Wkurwiony jak dzieciak od samego rana, ej
Writer(s): Adam Ostrowski Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out