Lyrics

Niewinna owczą sierścią Lecz w lędźwiach płomień chowasz Twych śnieżnobiałych piersiąt Niejeden chciał spróbować Lecz tylko ów literat Co wielki ma dorobek Nagrody liczne zbiera I szczęście daje tobie Z nim dobre masz stosunki Gdzieś w dużo wyższych sforach Stubarwne pijesz trunki Z lśniącego termofora Ja tęsknię dziś tak bardzo Ta miłość mnie pożera Choć inni tobą gardzą Bo kwitnie twa kariera Agniecha, ech Agniecha Gdy cię widzę Ciągle myślę o twych grzechach Tych najcięższych oczywiście Które ciążą zawiesiście Z tamtych czasów Gdym bezmyślnie cię zaniechał Agniecha, ech Agniecha Gdy cię widzę Ciągle rośnie mi deprecha Na ulicach, kamienicach Patrzy na mnie twoja twarz Agniecha! Ty to szczęście masz. Śpiewałaś kiedyś cienko Bynajmniej nie sopranem Dziś dzielisz się sukienką Z tym mydłkowatym panem Dla niego igła z nitką A dla mnie tylko guzik Gardzicie przyzwoitką Bo już jesteście duzi On żonę okłamuje W twej ciasnej garsonierze Od dawna zachowuje się Jak ostatnie zwierzę To on rządzi pilotem To on sypia od okna To jemu lśni szczoteczka Do zębów jeszcze mokra Agniecha, ech Agniecha. Lecz wierzę, że nadejdzie Ten dzień gdy do mnie wrócisz W Paryżu albo w Lejdzie Ofiarą mojej chuci Zostaniesz moja miła Owieczko z krętym runem W swych delikatnych żyłach Poczujesz mocny trunek Nic poza ostrzem brzytwy Nie przyjdzie ci do głowy I już nie zdążysz spostrzec Bez szkiełek kontaktowych Że lekką mam psychozę Więc tylko w samych getrach W walizach cię odwiozę Na jakąś stację metra Agniecha.
Writer(s): Robert Andrzej Kasprzycki, Adrian Andrzej Konarski Lyrics powered by www.musixmatch.com
Get up to 2 months free of Apple Music
instagramSharePathic_arrow_out